sobota, 15 kwietnia 2017

Wyspa szeptów i zawodzeń

Isla de las Muencas - leży na południu Mexico City, w poprzecinanej kanałami dzielnicy Xochimilco.



Wyspa lalek leży w granicach miasta Meksyk, które jest tak rozległe, że można w nim znaleźć także miejsce tak osobliwe, jak otoczona kanałami wysepka zamieszkana jedynie przez stare upiorne lalki i duchy.


Tylko nieliczni decydują się stanąć na stanowiącej specyficzną atrakcję Meksyku wyspie na południe Mexico City w dzielnicy Xochimilco. Większość woli oglądać ją z łodzi i fotografować. Potem w domowych zaciszach oglądane są zdjęcia lalek. To, co uderza oglądających, to wrażenie, że figurki są martwe lub przeciwnie, że żyją utajonym życiem upiorów. Szybko też okazuje się, że domagają się uwagi.


Posiadacze zdjęć zaglądają do nich coraz częściej, wpatrują się w plastikowe oczodoły, wywrócone do wewnątrz oczy, powgniatane korpusy. Wreszcie staje się to obsesją, a w końcu popadają w stan bliski szaleństwu. Nocami śni im się tonące dziecko. Rzucają się na pomoc i wyciągają je z wody, ale kiedy odgarniają włosy z dziecięcej twarzy, okazuje się, że wyłowili lalkę. Straszną, ze zmiażdżonym policzkiem, bez oczu, z wodorostami w rozchylonych ustach. 


 Historię wyspy lalek zapoczątkowała śmierć dziecka. Dziewczynka utonęła w kanale. Jej krzyk usłyszał Julian Santana Barrera, zarządca wysepki. Natychmiast ruszył na ratunek łodzią, ale dziecko wysunęło mu się z rąk, znikając pod wodą. Przez kilka następnych dni wracał na miejsce wypadku, mając nadzieję, że mała topielica wypłynie. Wypłynęła... lalka. Uznając, że należała do zmarłej, zawiesił ją na jednym z drzew wyspy. Nadal wracał na miejsce tragedii, tym bardziej że policja, którą zawiadomił, nie uwierzyła w opowieść o tonącej dziewczynce. Zamiast ciała z mętnej wody wypływały kolejne figurki. I wszystkie trafiały na drzewa.


Z biegiem lat coraz bardziej oderwany od lądu i świata Barrera wyławiał z kanału całe stosy lalek. Nie musiał nawet ruszać się z wyspy. Przypływały same... Nocami słychać było dziecięce krzyki, zawodzenia, szepty, chichoty. Zarządcy dawno nie ma pośród żywych. Utonął w tym samym miejscu, w którym zginęła dziewczynka i gdzie wyciągnął pierwszą zabawkę.


Na zakończenie lektury chciałbym podziękować moim czytelnikom za czytanie mojego bloga. Chciałbym również życzyć Wam Zdrowych i Spokojnych Świąt Wielkanocnych, a dla czytelników, którzy nie obchodzą tego Święta, udanego wypoczynku i zabawy.

Serdecznie Pozdrawiam

Damian Cichorek






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Incydent w Słupi pod Bralinem (woj. Wielkopolskie).

Pan Andrzej skontaktował się ze mną na portalu Facebook pisząc w wiadomości prywatnej w celu wyjaśnienia zdarzenia, którego doświadczył jego...